Jak Dawid z Goliatem, czyli sądowy bój o miliony

Blisko 7 mln złotych odszkodowania domaga się polska spółka od potężnego amerykańskiego koncernu. Przez lata była dystrybutorem jego produktów, ale współpraca skończyła się sądowym sporem i zarzutami nieuczciwej konkurencj.

W sprawie chodzi o… piły taśmowe. To specjalistyczne urządzenia niezbędne w wielu branżach przemysłu. Niezbędne w obróbce metali, przemyśle stoczniowym. Taśmy były nowinką technologiczną w latach 90-tych. Wtedy też jedna z gdyńskich spółek – SWORD – zaczęła taśmami handlować na szeroką skalę. Ściągała je ze Stanów Zjednoczonych, za pośrednictwem holenderskiej spółki. Producentem była amerykańska fabryka należąca do dwóch braci. Amerykańska firma na polskim rynku była wówczas słabo znana.   
– Gdy zaczynaliśmy współpracę marka Lenox jako producent pił taśmowych nie była szeroko znana na rynku polskim – opowiada Roman Wójcik, prezes spółki domagającej się dziś milionowych odszkodowań. – Przez lata budowaliśmy pozycję rynkową tych produktów oraz wizerunek marki. Przeznaczaliśmy na to znaczne środki. Nasze działania były na tyle skuteczne, że piły tej marki stały się jednymi z najbardziej popularnych i cenionych.
Polska spółka była wyłącznym dystrybutorem taśm na Polskę. Wszystko na podstawie ustnych uzgodnień. Żadne zasady współpracy nie zostały spisane.
– Oczywiście brak umowy można taktować w kategoriach nadmiernego zaufania czy wręcz naiwności – przyznaje prezes Wójcik. – Ale gdy z jednej strony słyszysz o przyjaźni, strategicznym partnerstwie, budowaniu długoterminowych relacji, a z drugiej wywiązujesz się z naddatkiem z przyjętych ustaleń, a współpraca trwa wiele lat, to dość naturalne wydaje się myślenie o dobrej wspólnej perspektywie a nie w kategoriach mogących pojawić się zagrożeń.
Piły taśmowe sprzedawały się nieźle, rynek rozwijał się dobrze.
Po kilku latach współpracy w amerykańskiej fabryce doszło do przemian własnościowych. O zmianach Polacy dowiedzieli się późno. Amerykańska rodzina, właściciele fabryki, poinformowali o sprzedaży swojego biznesu wielkiej korporacji. Zasady prowadzenia biznesu trzeba było układać od nowa, a umowy dotyczącej zasad dystrybucji w Polsce nie było…
2 lata po zmianach właścicielskich Amerykanie zakwestionowali dotychczasowy model współpracy, czyli sytuację, że gdyńska spółka jest jedynym dystrybutorem jej produktów. Zapowiedzieli, że dystrybutorów będzie kilku.
– Z biegiem czasu, nasz ówczesny partner, zaczął stosować wobec nas, ceny wyższe niż wobec innych dystrybutorów nie zważając, że to my kupowaliśmy najwięcej. Zgodnie z polskim ustawodawstwem zróżnicowanie cenowe, które nie znajduje realnego, jak prawnicy mówią „przedmiotowego” uzasadnienia, stanowi czyn nieuczciwej konkurencji. Moim zdaniem chodziło o ograniczenie naszej pozycji na rynku – opowiada Wójcik.
Do tego na rynku nastąpił kryzys. Lata 2008-2009 to skrajnie trudny okres dla przemysłu. Zamówienia spadły, wewnętrzna konkurencja między dystrybutorami nasiliła się. Gdyńska spółka traciła rynek. Jak twierdzą w pozwie jej prawnicy powodem był fakt, że nowi dystrybutorzy otrzymywali produkty o ok. 20 proc. taniej. 
W 2011 r. wieloletnia współpraca została przerwana. Polska spółka domaga się odszkodowania za straty poniesione na skutek polityki cenowej producenta. Wyceniła je na ok. 4 mln zł. Ale domaga się też 3 mln odszkodowania za utracone korzyści.
– Postępowanie amerykańskiej korporacji nie zabiło nas. W mojej opinii jesteśmy największym dystrybutorem pił taśmowych na rynku polskim oraz jednym z większych, tak wąsko specjalizowanych w Europie. Budujemy własna markę współpracując z innym światowymi potentatami w tej branży. Przetrwaliśmy tą zawieruchę. Ale problem jest. Bo w ostatnich latach, zamiast dynamicznie rozwijać firmę, planować ekspansję na nowe rynki, musieliśmy skupiać się na obronie naszych pozycji. W tym sensie opisywana sytuacja kosztowała nas sporo i istotnie ograniczyła możliwości naszego rozwoju – przekonuje prezes.
Prawnicy reprezentujący pozwaną holenderską spółkę szybko odpowiedzieli na pozew. Ich pierwszy argument, to przedawnienie roszczeń. Zarzuty z pozwu dotyczą bowiem sytuacji sprzed ponad 3 lat, więc nie powinny być przedmiotem sporu sądowego. Ale nie ograniczyli się do tego argumentu. Podkreślają, że ceny były uzależnione także od asortymentu, liczby zamówień, jakości współpracy z dystrybutorem. Prawnicy korporacji podkreślili, że nigdy nie było sytuacji, aby jakiś dystrybutor kupował wszystkie produkty po najwyższej lub najniższej cenie. Zarzucili spółce z Gdyni, że niewystarczające przykładała się do negocjowania kontraktów. A jak było? Rozstrzygnie to sąd.
Pozew do sadu wpłynął pod koniec 2012 r. Pierwszą rozprawę wyznaczono na styczeń 2014 r. Jak się wydaje sąd będzie miał trudny orzech do zgryzienia.

 

Autor: Artur Kiełbasiński, Gazeta Wyborcza

image_pdfimage_print